sobota, 2 sierpnia 2014

Są ludzie i są... [Rozdział I]

Soul Eater, Maka x Soul
~*~ 
     Nigdy nie sądziłam, że jest coś bardziej odprężającego, niźli nauka. Moje zdziwienie, kiedy odkryłam, że długa kąpiel może być równie przyjemna, było ogromne na tyle, abym wylegiwała się w wannie przez bite dwie i pół godziny. Nie traktuję tego jako grzech największy, wstyd i hańbę, lecz odskocznia od codziennej rzeczywistości zachwiała mój porządek - nie potrafiłam rozgospodarować czasu, którego ku memu rozczarowaniu, nie miałam za wiele. Jestem skłonna stwierdzić, że te nędzne minuty, które mi zostały były niczym. I z takim przekonaniem poszłam do łóżka, obiecując sobie, że jutro wstanę wcześniej i odrobię zadanie.
       Jak sobie obiecałam, tak uczyniłam. Punkt piąta niemrawo otworzyłam oczy. Nie musiałam długo przyzwyczajać się do światła, którego notabene nie było. Rozprostowałam niechętnie ręce i ślamazarnym krokiem zwlekłam się z łóżka - miałam jeszcze półtorej godziny. Kiedy moje mięśnie przywykły do powrotu do ruchu zabrałam się za wypracowanie. Jeśli chodziłoby o mnie napisałabym je z dziesięć razy lepiej, jednakże 'Soul' nie potrafiłby napisać pracy na moim poziomie, więc jeśliby i dziś taką przeczytał byłoby to podejrzane. Nie mogąc ryzykować napisałam zadanie językiem kolokwialnym, z błędami ortograficznymi tudzież interpunkcyjnymi. Nie powinni niczego się domyślać.
      Kilka minut przed 7 zaczęłam się ubierać. Z racji, że mój autobus wyjeżdżał o siódmej trzydzieści nie musiałam się spieszyć, jednak ta czynność magicznie weszła mi w nawyk i po piętnastu minutach byłam gotowa.
      Jeśli dobrze pamiętam, w takim momencie powinnam zacząć słuchać muzyki. Pomijając fakt, że nie mam słuchawek, nie wiem jaki gatunek teraz byłby odpowiedni. Muzyka klasyczna? Techno? A może, pożal się boże, rap? Nigdy nie wykazywałam szczególnego zainteresowania tym tematem. Moja znajomość 'nowych' piosenek ograniczała się go słuchania radia, jadąc autem. Chociaż i to nieczęsto robiłam, gdyż zazwyczaj prosiłam o wyłączenie tego szmelcu.
      Mimo, że rozumienie czegoś nigdy nie przychodziło mi z trudem, nie potrafiłam pojąć co takie ciekawego jest w imprezach. Wyginanie ciała wśród spoconych małp, na każdym kroku, czekających na obiekt płci żeńskiej do zaliczenia. Nie ma w tym nic zabawnego, ani tym bardziej pożytecznego. Chyba, że ktoś bardzo lubi mieć kaca. Wniosek? Na imprezy chodzą jedynie napalone małpy-masochiści.
      Sama raz w życiu byłam na takiej imprezie. Raz i nigdy więcej. Jako pięciolatka zostałam zmuszona uczestniczyć w takim widowisku. W czasie kiedy ja piłam soczek, starając się odepchnąć od siebie spocone ciała małp, mój zmarły już, tata posuwał kolejną dziewczynę.
       Mimo wszystko nie mam z nim tylko złych wspomnień. Pamiętam, jak czytał mi książki, zabierał do parku. Jak każdy normalny tata. Szkoda, że on nie potrafił nim być na dłuższą metę.
        Piętnaście minut minęło nadzwyczaj szybko - nim się obejrzałam stała przede mną puszka wypchana znudzonymi życiem sardynkami, mylnie nazywanymi ludźmi. Fakt, że przez pół godziny sama miałam nosić miano ów sardynki w żaden sposób nie był pocieszający. Stwierdzenie, że działał odwrotnie nie spotkałoby się z protestem z mojej strony, ale cóż. To wszystko zależy od punktu widzenia.
       Niestety, czas tym razem się nade mną nie zlitował i autobus, jakby chciał się na mnie odegrać za nazwanie go puszką, jechał wolniej. A może tylko mi się wydaje. Nieistotne. Ważne, że im dłużej nim jechałam tym bardziej traciłam swoją przestrzeń osobistą. Kiedy jej wskaźnik niebezpiecznie zbliżał się do minimum i jeden z przedstawicieli napalonych małp zaczął mnie obmacywać, nie wytrzymałam i kopnęłam go w kostkę. Przynajmniej miałam taki miałam zamiar. Jednak za pięknym by było, gdyby wszystko okazało się prawdą i moim celem stał się przygarbiony staruszek - i mam szczerą nadzieję, że ten garb miał już wcześniej. Uśmiechnęłam się przepraszająco w jego stronę.
      Ludzie mówią, że rumieńce są ozdobą kobiety. W takim razie teraz musiałam być naprawdę piękna, bo niemal czułam czerwień na moich uszach. Na marne starałam się zasłonić je przedramieniem. Trzeba wierzyć, że człowiek, który tak obwieścił nie mylił się.
      Nienawidzę takich żenujących momentów. Wtedy moja maska idealna, która o dziwo nie jest toną tapety, spada, rozbijając się na miliony kawałków. A pozbieranie ich nie trwa pięciu minut. Okres ten nie przeszedł jeszcze bariery tygodnia, jednak był wystarczająco bliski temu, abym znienawidziła siebie. A jest to rzeczą trudną. Przyjmując, że istnieje coś takiego, jak ideał, to na pewno jestem nim ja. Dufne myślenie? Może. Nie obchodzi mnie to. Widząc w sobie wady jestem w stanie je zlikwidować - a tego, popędzane pochwałami innych napuszone nastolatki nie potrafią zrobić.
        Maska jest rzeczą nader przydatną. Robię wszystko perfekcyjnie, więc jest ona swoistą ochroną przed skutkami ubocznymi - nieraz różne trzpiotki starały się zaleźć mi za skórę. Z nikłym efektem. Jestem pewna, że gdybym nie wykształciła maski w pierwszych wiosnach mego życia, dawno skończyłabym w psychiatryku. Lub ów dziewczyny.
       Często ludzie mi mówią, że jestem złudna. Zawsze kojarzyłam to z nadzieją. Był to dla mnie komplement. W zasadzie - nadal jest. Nie łatwo się do mnie dostać. Dotychczas tylko jednej osobie się to udało. I co dziwne - jestem w połowie pewna, że ów osoba jest chłopcem. Polemizowałabym nad nazwaniem go mężczyzną, więc ten termin wydaje mi się, jak najbardziej poprawny.
       Chodzimy do jednej klasy, jednak nie rozmawiamy ze sobą często. W zasadzie z nikim nie rozmawiamy. Jest podobny do mnie - podstępny, nie do osiągnięcia. Kiedy z nim rozmawiasz czujesz przepaść dzielącą was. Nie jest przystojny, jak na dzisiejsze kanony piękna. Szczerze mówiąc, na żadne kanony. W żadnej erze jego uczesanie, ubiór tudzież zainteresowania nie były modne. Nigdy mi to nie przeszkadzało. Nigdy nie patrzę na ludzi poprzez pryzmat wyglądu. Zbieram informacje o obiekcie, który chwilowo mnie interesuje, porównuję je ze sobą i otrzymuję złoty środek - którego trzymam się przy dalszej znajomości.
      O ile w większości przypadków znalezienie środka było banalnie proste, u 'Soula' nie potrafiłam go wyznaczyć. Pomijając czas, którego praktycznie nie miałam, nikt w szkole o nim nic nie wiedział. A może nieuważnie słuchałam? Bzdura. Jestem pewna, że wiem o nim wszystko, co wie reszta szkoły. Albo to, o czym reszta szkoły mówiła.
     Myślenie o tym wszystkim nie było mądrym posunięciem. Gdyby nie mój radar dawno wpadłabym na jakiegoś ucznia. Mimo, że patrzenie na czubki swoich butów nie było, ani nie jest interesującym zajęciem wpatrywałam się w nie, jak w najpiękniejszy obraz. Miało to być swoistym kamuflażem dla moich rumieńców. Miejmy nadzieję, że znikną, jak najszybciej.
      Nie narażając się na prześwitujący wzrok uczniów, udałam się do mojej ławki. Wolę siedzieć na podłodze, niźli nazwać ją wspólną ławką. Im mniej nas łączy, tym lepiej.
      Odchrząknęłam, poprawiając książki. Nadal go nie było. W innych okolicznościach szczęście wręcz by tryskało ze mnie, jednak praca domowa, lub chwilowy jej brak nie był pocieszający. Moje zdenerwowanie sięgnęło zenitu, gdy rozległ się dzwonek obwieszczający lekcje, a zaraz po nim do sali weszła, ku mojemu rozczarowaniu, pani James. Uśmiechnęła się figlarnie, poprawiając okulary, których nawiasem mówiąc, nigdy nie potrzebowała i usiadła na swoim miejscu.
 - Dzień dobry - zanuciła wesoło. W tym momencie zaczęłam zmawiać paciorek. Mimo, że nie praktykuję.
 - Dzień dobry - W przeciwieństwie do niej, nasz ton idealnie nadawałby się do śpiewania requiem.
 - Mam nadzieję, że wszyscy odrobili zadanie. - Zmierzyła nas wzrokiem. Niepewnie połknęłam ślinę. - Kto pierwszy? Jacyś ochotnicy?
 - Każdy - mruknął ktoś z końca sali.
 - W takim razie... - Przejechała palcem po dzienniku. - Al.. - Niepierwszy raz przeklęłam moje nazwisko. - Fred. Proszę, nie krępuj się. - Zachęciła, a ja odetchnęłam z ulgą. Na środek sali wyszedł jeden z typowych hipsterów. W ręce trzymał pomiętą kartkę. Brak szacunku. Mozolnie zaczął czytać o swojej partnerce, a ja coraz głośniej zaczynałam stukać paznokciami o blat. Pod koniec kabaretu mylnie nazywanego wypracowaniem stukanie przerodziło się w walenie pięścią.
 - Panno Albarn? - Zdziwiła się. Zerknęłam przestraszona w jej stronę i po chwili zrozumiałam, co robiłam od dziesięciu minut. Mimowolnie zarumieniłam się. Cholerna maska.
 - Przepraszam - burknęłam, odwracając głowę w bok.
 - Może teraz ty? - zapytała.
 - Wolałabym z Soulem. Wie pani, pewniej. - Uśmiechnęłam się koślawo, modląc się, aby pani połknęła haczyk.
 - Rozumiem - Puściła mi oczko, uśmiechając się zadziornie. Boże, w co ja się wpakowałam. - Więc... Może Toru? - Kolejny nieszczęśnik wstał. Jakoś nie było mi przykro, że teraz ja powinnam stać na tym miejscu. Wyciągnął jeszcze bardziej pomiętą kartkę od hipstera i zaczął czytać. W pewnym momencie miałam wrażenie, że sam nie wie o czym czyta. Jego męki trwały stosunkowo krótko. W połowie pani zniesmaczona przerwała mu. Widocznie nie spodobał jej się obraźliwy sposób, jakim opisał swoją koleżankę. W zasadzie, ów koleżance chyba też się nie spodobały uwagi na temat jej dziecinnej bielizny, dużego, jak na Japonkę biustu i wielu innych kwestii. Przynajmniej na to wskazywały jej rumieńce zmieszane z zażenowaniem. Rumieńce są przeciwnikiem kobiet. Osoba, która powiedziała, że są przyjacielem musiała być mężczyzną.
      W połowie kolejnego popisu braku zdolności klasy do sali wszedł 'Soul'. 
 - Bry. Przepraszam za spóźnienie. - mruknął, przemieszczając się w stronę mojej ławki.
 - Masz tą pracę? - wycedziłam, nie spoglądając w jego stronę. Jeśli nie jest bazyliszkiem, to Meduzą na pewno.
 - Jaką pracę? - zdziwił się. Czy nagle sala zmieniła się w saunę? Zaryzykowałam zamienienie się w kamień i spojrzałam przerażona w jego stronę. - Żartuję. Masz. - Podał mi kartkę kiedy zadzwonił dzwonek.
 - No dobrze dzieci, zostawcie swoje wypracowania na biurku. - mruknęła pani Jones, nie kryjąc zasmucenia przerwaniem jej rozrywki. W pośpiechu podałam mu pliczek kartek. Może jednak trochę się rozpisałam.
 - Starałam się pisać waszym językiem. Nie wiem jak mi wyszło. - szepnęłam, pakując książki do torby. Mimo, że byłam pewna, iż język kolokwialny opanowałam perfekcyjnie, czasem trzeba być dobrze wychowanym. Niechętnie oddałam pracę, nie mając szansy na uprzednie przeczytanie jej.
     Nigdy nie byłam dobra z wuefu. A zasadzie, jako kujon miałam usprawiedliwienie tego, jednak jestem pewna, że bieg, którym przed chwilą się popisałam nadawałby się na zawody narodowe.
 - Ty! - krzyknęłam, łapiąc delikwenta za bluzę.
 - Soul - Poprawił mnie, odwracając się w moją stronę.
 - Więc 'Soul' - Zaczęłam sarkastycznie. - Czemu się spóźniłeś?
 - Aż tak bardzo się o mnie martwiłaś? - uśmiechnął się zawadiacko.
 - Nie pochlebiaj sobie. Wiesz ile strachu się przez ciebie najadłam?
 - Potrafię sobie wyobrazić - mruknął, wymijając mnie. Czy jest możliwym, aby społeczeństwo stoczyło się do aż tak niskiego poziomu?
       Mój tata zawsze mówił, że powinnam gnać przez życie niczym źrebak, ramię w ramię z młodością, przyjaciółmi i urzędem skarbowym, a co robię? Siedzę, czytając kolejną to książkę Szekspira. Nigdy nie interesowały mnie zabawy na czasie. Moja introwertyczna natura nie pozwalała mi na przesiadywanie w dużym gronie osób. Byłam z tego dumna. Wcześnie nauczyłam się żyć sama, nie będę czuć tej pustki, którą opisują w książkach. Same plusy. I przynajmniej mój mózg bez wstydu można nim nazwać. Niestety, zrobienie tego u siedemdziesięciu pięciu procent dzisiejszej młodzieży jest najprościej w świecie niemożliwe. Wiele razy można się spotkać ze stwierdzeniem iż nasz rocznik jest rocznikiem idiotów. Nie polemizowałabym nad tym, chociaż generalizacja może być krzywdząca.
      Czasem mam wrażenie, że urodziłam się za późno. Nigdy nie nadążałam za modą. W pewnym momencie przestałam się interesować tym, co mówią o mnie inni. Tłumaczenie sobie, że mi zazdroszczą było złudne, jednak dawało mi siłę, aby utrzymywać się w tym przekonaniu. Potem szło z górki. Moje życie zamieniło się w błędne koło. Było antonimem w stosunku do młodzieży. Kiedy oni się bawili, ja się uczyłam. Nie wiem dlaczego. Czułam wewnętrzną potrzebę, aby taką być. Coś mówiło mi, że robię dobrze, nie powinnam się zmieniać. Teraz mam wrażenie, że powinnam iść do psychologa. Kto normalny słyszy głosy w swojej głowie?
~*~
Mhm.
Miałam ten rozdział napisany przez trzy tygodnie, ale wmawiałam sobie, że coś dopiszę.
Z nikłym efektem.
Cóż. Przepraszam.
Mimo wszystko jestem zadowolona.
Podoba mi się. 

   
     

wtorek, 24 czerwca 2014

Są ludzie, i są... [ Prolog ]

Soul Eater, Maka x Soul
~*~
      Jako samozwańczy kujon klasowy powinnam lubić wszystkie przedmioty, z wyjątkiem wuefu, wysławiać się elokwentnie i nosić ubrania nienaganne - spódnicę w szkocką kratę i koszulę z mankietami. O ile dwa ostatnie punkty wypełniać jest mi bardzo łatwo - zachowując się tak czuję swoistą wyższość w stosunku do 'reszty' - pierwszy punkt zdzierżyć mi trudno. 
      Czasami zastanawiam się - czemu napisałam te zasady? Zawsze dochodzę do jednego wniosku - skrupulatność.Ten termin, mimo że nieznany mojej klasie, jest bardzo ważny w życiu! Jednak reasumując wszystkie moje informacje nadal jestem w kropce. Skoro skrupulatność jest ważna, a zasady irytujące, jakim sposobem z rzeczy ważnej wyszło coś złego?
     Idealnym przykładem jest 'Soul'. Nigdy nie używa swojej prawdziwej godności. Nie zdziwię się jeśli nikt w szkole nie wie jakie jest jego prawdziwe imię tudzież nazwisko. 'Soul'. Jakie to prostackie. Wciąż się dziwię jakim sposobem owocem miłości największego pianisty Japonii i sławnej poetki jest... To. Określenie tego pomiotu dzieckiem, bądź, nie daj Boże, człowiekiem byłoby obrazą dla naszego gatunku. 
      Zapewne nigdy nie rozważałabym nad tą sprawą z namiętnością, dorównującą Sherlockowi przy gdybaniu nad jedną ze swoich zagadek, gdyby nie fakt, że to coś w sekundzie stało się moim 'kolegą z ławki'. A wszystko to za sprawą pani Jones. Drobna blondynka o wielkich, niebieskich oczach i zapałem do romansów większym od liczby odcinków Mody na Sukces. Mimo swojego niejapońskiego pochodzenia posługiwała się naszym językiem lepiej od ... Właśnie, od kogo? Nieistotne. Ważnym było, że postanowiła przerzucić swoje chore fantazje na naszą klasę.
      W jak sposób, zapytacie? Genialny w swojej prostocie. Rozsadziła nas tak, abyśmy siedzieli z przedstawicielem płci przeciwnej. Większość klasy była zadowolona - buzujące hormony, okres dojrzewania i te sprawy - jednak znaleźli się delikwenci, niekoniecznie mojego pokroju, którym sprawa ta nie pasowała. Niestety, znalazłam się w tej grupie. Przypuszczam, że do niej zaliczały się również trzy osoby. To coś, Ox Ford i dziewczyna, której imienia nawet nie chcę pamiętać. Typowy plastic-fantastic, a z takimi osobami jakiegokolwiek kontaktu nie chcę utrzymywać.
      Pamiętam jej przygotowania do ochrony przed gwałcicielem. Chwilę po rozpoczęciu drugiego semestru w okolicach naszej szkoły zaczął kręcić się podejrzany typ. Pani woźna jako wyznacznik honoru wyznaczyła stanie się komandosem, więc postanowiła przekazać nam tajniki domowej ochrony. Uczuliła nas na noszenie dezodorantu, który miał dopełnić jej nauki: dezodorantem po oczach, kopnąć w klejnoty rodowe i uciekać gdzie pieprz rośnie. PF, aby pokazać jak bardzo wzięła do serca rady Komandosa pokazała dezodorant. W kulce. Zawsze kiedy o niej myślę, co nie zdarza się często, widzę jak daje napastnikowi kulką po oczach. Jakimś sposobem mój humor poprawia się. 
      Tym razem jednak mój humor nie uległ zmianie. Równomierne stukanie palcem przyprawiało mnie o nerwicę, lecz nie potrafiłam przestać. A sądziłam, że wyleczyłam się z tego tiku. Westchnęłam ciężko i rozprostowałam ręce - uważając, aby nie przekroczyć niewidzialnej i bezpiecznej granicy ławki, którą sama wyznaczyłam. Nikt nie wie co mu strzeli do głowy.
      Trudno odgadnąć jego myśli. Jego wzrok jest wciąż utkwiony w przestrzeni. Wiele razy szukałam punktu, który ogląda, lecz ani razu mi się to nie udało. Co najbardziej mnie przerażało - nie ruszał się. Nie widziałam, aby wykonywał jakikolwiek ruch. Rzadko zdarzało mi się zobaczyć jak mruga, jeszcze rzadziej, jak napina jakiś mięsień. Nie dość, że idiota to do tego zombie. Wybornie.
      Jak widać musiał zauważyć, że od kilku minut mu się przypatruję. Westchnął i odwrócił się w moją stronę z zamiarem wypowiedzenia swojej opinii na mój temat, jednak przerwała mu w tym pani James słowami:
 - Mam nadzieję, że oswoiliście się ze swoimi partnerami - Zaakcentowała. - Od tego momentu do końca liceum będziecie razem siedzieć. Okażcie swoją radość z tego. - Zachęciła, podnosząc ręce lekko do góry. - Dobrze, stop. Teraz ujawnię wam w jakim celu siedzicie razem. Otóż macie pobawić się w swego rodzaju śledztwo. Musicie zebrać jak najwięcej informacji o swoim partnerze. - Byłam niemal pewna, że teraz myśli nad tym gdzie umieścić kamery. Jeśli ma nadzieję, że tym sposobem będzie mogła zobaczyć darmowy seans tandetnej, amerykańskiej nowelki, myli się.
 - Mam rozumieć, że mamy na to zadanie czas do końca liceum? - Wtrąciłam.
 - Oj, wam to chyba za bardzo pobłażają. Macie czas do jutra. - Uśmiechnęła się zadziornie. Wlepiłam w nią wzrok, starając się zrozumieć informacje, jakie mi powierzyła. Jutro. Ostatki mojego dobrego humory właśnie zginęły śmiercią marną. Sięgnęłam do torby po zeszyt. NieSzczęśliwcem okazała się religia. Cóż, ksiądz mi wybaczy.
 - Imię. - sarknęłam, nie nawiązując kontaktu wzrokowego. Kto wie, czy nie podziała jak Bazyliszek.
 - Co 'imię'? - spytał w odpowiedzi. Idiota.
 - Jak się nazywasz? - Starałam się uśmiechnąć, ale chyba średnio i to wyszło.
 - Soul - Czuję, że przede mną długa droga.
 - Nie chodzi mi i ksywkę, przezwisko, czy jak to tam zwiecie. Jak masz naprawdę na imię?
 - Soul - sarknął, nadal nie okazując emocji.
 - Dobra, mam lepszy pomysł. - mruknęłam, zapisując na kartce poszczególne tematy - Nie chcę z tobą rozmawiać i vice versa, jak widzę, więc wypisz wszystkie punkty. Jutro przyniosę ci zadanie o mnie, więc nie zaprzątaj swojej pustej głowy. Udawaj, że coś piszesz. Albo nie, rób co chcesz. Po prostu nie zwracaj na mnie uwagi. - powiedziałam, podając mu arkusz.
 - Dziękuję? - odparł w odpowiedzi. Przesunął wzrokiem po kartce i na jego twarzy pojawił się lekki grymas. Zignorowałam to i odwróciłam się w 'bezpieczną stronę'. Jak widać posłuchał moich rozkazów, gdyż nie słyszałam żadnego odzewu sprzeciwu z jego strony. W zasadzie nie słīszałam żadnego dźwięku z jego strony. Może jednak jakoś uda mi się przeżyć te kilka lat.
~*~
Tu może uda mi się jakoś bardziej rozpisać.
W zasadzie jest to drugie podejście do Maka x Soul.
Pierwsze ładnie czeka sobie w wersji roboczej.
Postanowiłam opublikować te, ponieważ podoba mi się bardziej.
Mam wrażenie, że wyjdzie z tego coś dłuższego - 5 rozdziałów minimum.
Well... Nie mam nic więcej do powiedzenia.
Bye~

niedziela, 6 kwietnia 2014

Apel do wszystkich mężczyzn - Nigdy nie pozwólcie usiąść swoim kobietom za kierownicą!

Angel Beats, Shiina x Otonashi

~*~
 - Opel to taka pionowa błyskawica, a Honda to takie "H"! - brunet nieudolnie starał się wytłumaczyć koleżance różnice między tymi markami. Jak można było bez problemów zauważyć, nie bardzo dziewczynę to interesowało, lecz kultura nakazywała słuchać, albo przynajmniej udawać, że się słucha. Dla lepszego efektu od czasu, do czasu można pokiwać głową, wydymając usta tak, jakby się głęboko rozważało nad sensem wypowiedzianych słów. Niestety, gra aktorska koleżanki nie była na tyle rozwinięta, aby grać w "Trudnych Sprawach", czy w "Dlaczego Ja?", toteż Otonashi od razu zrozumiał, że jego wysiłki poszły na marne. 
 - Jeśli coś tłumaczysz - zaczęła przysłuchująca się tej rozmowie Shiina - To rób to dobrze. Opel, dla twojej wiadomości, to pozioma błyskawica. Poza tym oba loga są w kółku. To jest znacząca informacja! Jeśli ktoś weźmie tak nazwie firmę na "h" to co, będzie musiał dać znaczek z ''g'', bo Otonashi to debil i powiedział, że "h" jest Hondą?
 - Znawca się znalazł. - burknął - Honda jest w prostokącie! 
 - Kółko, prostokąt - jedno gówno. Nigdy nie byłam dobra z geografii! - usprawiedliwiła swoją pomyłkę
 - Przynajmniej na Godzinie Wychowawczej powinnaś uważać! Geografia to nie geometria! 
 - Co to geometria? - spytała zdziwiona - Jakieś nazwy znikąd wymyślasz! 
 - Rozumiem, że dalsza rozmowa nie ma sensu. - westchnął - Patrz, tam masz kota! Pogadaj z kimś na swoim poziomie. - zaproponował wskazując na zwierzaczka. Niczego nieświadomy czworonóg patrzał zdezorientowany, to na Shiinę, to na Otonashiego, aż w końcu stwierdził, że trawa, która rosła przy nim jest bardziej interesująca. Niebiesko włosa, przymrużonymi oczyma wpatrywała się w bruneta starając się zrozumieć co ma na myśli. Po minucie zrezygnowała z tej czynności i podeszła do kotka. Przykucnęła przy nim i zerwała dłuższą trawę, którą później bawiła się z kotkiem. 
 - Koty to inteligentne stworzenia. - stwierdziła - Ludzie lubią psy, bo są naszym przeciwieństwem. Zrobią dla nas wszystko, i nie chcą przez to żadnej nagrody, ufają nam bezgranicznie i nie kłamią. Koty są podobne do nas. To dumne istoty. Wiedzą co jest ich, nie dadzą sobie w kasze dmuchać. - przedstawiła swój tok myślenia
 - Psy są mądrzejsze. - zaprzeczył Otonashi - Potrafią się nauczyć wielu komend, rozpoznają słowa i potrafią rozwiązywać łatwiejsze zadania matematyczne. - zaczął wyliczać - A koty to co? Leżą cały czas i nic nie robią.
 - Psy mogą być sobie mądre. Koty są inteligentne, a to znacząca różnica.
 - Czym się różni mądrość od inteligencji? Jeden worek. - skwitował
 - Mądrość się nabywa. Musisz się wszystkiego uczyć, i wtedy ludzie nazwą cię mądrym człowiekiem. Jeśli chcesz być nazwanym inteligentnym nie masz prawa się czegoś nauczyć. Możesz to doszlifować. Jesteś mądry. Wiem to. Ale ja jestem inteligentna.
 - Niby pod jakim względem?! Nie potrafisz odróżnić geometrii od geografii!
 - Kiedyś to zrozumiesz. - westchnęła i odeszła do swojej bazy, aktualnie nazwaną przez głupców "schowkiem na miotły". - Pomyśl o każdej czynności jaką teraz będziesz robił.
 - Każdej czynności? - zmrużył oczy. Nie lubił tego stoickiego spokoju Shiiny. Nigdy nie potrafił zrozumieć o czym ona mówi. Na tym polega ta inteligencja? Ech, musi to sprawdzić. - Naoi, chodź tu! - krzyknął pośpieszając chłopaka gestem ręki
 - Tak, panie Otonashi? - spytał szybko stając na baczność. Uważnie przyglądał się brunetowi, żeby wywnioskować jaki ma humor, o czym myśli i czy jest na niego zły.
 - Ech, właściwie nic. - westchnął gładząc skroń
 - Rozumiem. Dziewczyna rzuciła, jak mniemam? - spytał nadal stojąc bacznie. Otonashi, potwierdzając prawa fizyki, lub jakby to nazwała Shina francuskiego, upuścił jabłko otwierając szerzej oczy - Panie Otonashi! - krzyknął Naoi rzucając się po owoc - Czy wszystko w porządku? Mam zawołać pielęgniarkę? Trzeba będzie przeprowadzić operację?! Proszę się nie martwić, panie Otonashi! Specjalnie przestudiuję wszystkie książki o medycynie jakie znajdę, nie! Wszystkie jakie istnieją, ale proszę się nie martwić! Pochodzę ze Szwecji, toteż powinienem mieć krew lekarza w żyłach! A co ciekawe, panie Otonashi, kiedy się rodziłem lekarz który przyjmował poród przeciął się i trochę krwi wpadło mi do buzi, więc chyba naprawdę mam tą krew lekarza! Co więcej mój pradziadek, od strony mamy, miał kolegę lekarza! Co prawda słabego, gdyż żadna jego operacja się nie udała, ale jednak! Więc rozumie pan, dla mnie, to będzie pikuś! Będę potrafił to zrobić z zamkniętymi oczami i związanymi rękami! Jakbym się postarał, wróć, jakby mi się zachciało potrafiłbym to zrobić samym kokosem! Więc rozumie pan, może się pan czuć bezpieczny. - poprawił swój kapelusz kierując wzrok w stronę Otonashiego. A raczej w stronę w której powinien on być. - Panie Otonashi? - spytał zdziwiony.


   Jak najdalej od tego debila

- I.. i.. i.. O! Tu się schowałeś! - mruknął zamykając drzwiczki niemałych rozmiarów gablotki. Przejechał palcem po szkle i z dumą popatrzył po raz kolejny na swoją kolekcję. Od kryminalnych perełek, których historie przeżywał razem z głównymi bohaterami, po klasyki fantasy, na romantycznych nowelkach kończąc. Mimo iż ostatnia z pozycji nie należała do iście męskich książek, ale nawet z tego da się coś "wyciągnąć". A nawet jeśli nie, w czasie deszczowych wieczorów, z kapciami na stopach, w puszystym szlafroku, pod kocykiem z kubkiem gorącej czekolady w ręce i książką w drugiej, można przeżywać romanse codziennie innej bohaterki. Dopingowanie w podbojach sercowych jest bardzo ważne. Ale to nie dziś.
   Otworzył książkę na ostatniej stronie i prześlizgnął wzrokiem po trochę już żółtawej kartce. Westchnął głęboko przykrył twarz dłońmi. Mruknął coś niezrozumiałego przecierając oczy.
 - Cholera jasna. -sarknął strzepując kropelki kawy z dłoni - Za dużo z tobą problemów, kobito.

 - Zebraliśmy się tutaj, aby wspólnie pobłogosławić tę oto parę. Panie mleczu, czy chcesz wziąć tę oto marchewkę za żonę? Więc ogłaszam was szmatką i ścierką. Możecie się kopnąć. - Jak można zauważyć Otonashiego nie bardzo interesowało gadanie Yuri. Chociaż, może to jest jego sposób na pozyskiwanie informacji? Dziwaczny, gdyż wymyślanie dialogów, i to kompletnie irracjonalnych, nie jest normalne, ale działający. Chyba. Miejmy taką nadzieję.
 - Reasumując. Stany Ziemniaczane napadły na Marchew Soszyńską. My, jako pigułki na receptę, musimy im pomóc. Zjedliście? Otonashi! Słuchasz ty mnie?! - krzyknęła już nie tak spokojna Yuri
 - Oczywiście - odparł prostując się - Sprawa w istocie poważna. Musimy jak najszybciej jechać. Zaryzykowałbym o stwierdzenie, że już teraz powinniśmy wyruszyć, więc...
 - Siadaj! - Rzuciła w niego ziemniakiem, którego ni stąd, ni zowąd wytrzasnęła i oparła dłonie na nieco zarysowanym blacie stołu - Jutro, punkt dziewiąta widzimy się przed bramami. Odmaszerować!

~*~
Ta...
Dawno mnie tu nie było...
No cóż...
Rozdział długością nie powala, ale...
Właśnie, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie :c
Pseplasam :c
[On.Jest.Mój.]

środa, 22 stycznia 2014

Alpaka niekoniecznie nadaje się na psa obronnego #2

Angel Beats, Shiina x Noda

Muzyczka
~*~
  - Gdzie teraz? - zaśmiał się nerwowo przechodząc pięć metrów. Kobiety zawsze narzekają, że są nieużyteczne, więc musi jej dać trochę poczucia wartości. Gdyby chciał na pewno odnalazłby tą drogę! Przy okazji zwiedzając Chiny, USA, no i może Nową Zelandię. Zawsze marzył o takiej wycieczce!
 - Taa...m? - zdziwienie wypisane na twarzy Shiiny można by ustawić jako nowego mem'a. To znaczy, można by było gdyby istniał internet. A raczej jeśli ktoś by go używał. W każdym bądź razie warto by je upamiętnić. Czyn Nody również do "normalnych" nie należał, ale cóż, jako bohater przed ujawnieniem mocy musiał sobie jakoś radzić. Zwykłe sztuczki nie są warte użytku więc innowacja się kłania. Tanim, ale jakże użytecznym sposobem był patyk. Może z jednego z "drzew-do-wybicia", może z jakiejś najzwyklejszej beli, a może z naukowego drzewka poddanego milionom badań, aby w przyszłości stał się maszyna zabijającą ludzi? Wszystko jest możliwe. Musi się trzymać na baczności!
  Owy patyk, wybrany musiał zostać według ścisłych kryterium. Co najważniejsze i najbardziej istotne - musiał być drewniany. Nie plastikowy, lub o gorsza papierowy! O szklanym już nie przypomnę! Kształt również gra dużą rolę. Musi być w kształcie litery Y. Nie V, ani U, to musi, powtarzam, musi być Y! Jedną z ważniejszych spraw było to, że musi być japoński. Tzn. drzewo, które go wyprodukowało musi być pochodzenia japońskiego. Nie chińskiego!
   Jeśli wszystkie te kryteria zostały spełnione możemy przejść do obsługi patyka.


  1.  Chwyć kurczowo wystającą część Patyka, aby rozwidlenie było przed Tobą
  2.  Okręć się wokół własnej osi pięć razy, aby Patyk™ rozpoznał gdzie są kierunki świata 
  3.  Kiedy Patyk™ rozpozna gdzie jest zacznij kręcić nim gdzie popadnie, aż Twój towarzysz powie Ci w którą stronę iść
Firma Awokado™ nie ponosi odpowiedzialności za zgubienia w terenie!

   Teraz pozostało tylko wściekać się, że tego cholerstwa nie da się tego oddać. Postępując ściśle według tych instrukcji, Noda wraz z Shiną doszli do rzeczki. Teraz pozostało jedynie łowić. Pozostawiając temat "czym" i "co".
 - Powiedz, że wzięłaś wędki... - westchnął ciężko
 - Że wzięłaś wędki. - zacytowała
 - To gdzie są? - zmrużył oczy - Nie wzięłaś ich, prawda?
 - Nie wzięłam. - potwierdziła - Ale są w schowku. - oznajmiła, wskazując na małą chatkę. Zapewne nie była budowana według zasad bhp, ale cóż - gdy się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
 - Klucze. - rozkazał wyciągając rękę
 - Jakie klucze? - zdziwiła się - To nie masz ich?
 - Jak to "nie masz"?! Chcesz iść na ryby a nie bierzesz wędek?!
 - Bo są w schowku. - wyjaśniła - Z tego co wiem do łowienia ryb nie są potrzeba klucze.
 - Ale wędki tak! - ryknął
 - Dlatego są w schowku. - objaśniła po raz kolejny
 - To jak masz zamiar dostać się do tego schowka?! Cholera jasna, nie idzie się z tobą dogadać! - warknął podchodząc do drzwi chatki. Wyciągnął swój szpikulec do zabijania Otonashiego i zaczął go wbijać w drzwi. Minęła minuta, pięć aż w końcu się zmęczył. Wzrokiem znawcy po raz kolejny zlustrował je i z niedowierzaniem stwierdził, że nie ma nawet najmniejszej rysy. Zrezygnowany oklapł przy ścianie budynku. Shiina popatrzała chwilę na niego, aż w końcu pewnym ruchem nacisnęła klamkę drzwi, które wpuściły ją do pomieszczenia. Chłopak zdziwiony przypatrywał się jej poczynaniom i skomentował je krótkim "wiedziałem o tym"
 - I po co mi był klucz? - spytała zamykając drzwi
 - Żebyś miała się o co pytać. - burknął - Daj to cholerstwo!
 - Masz. - podała mu kijek z linką
 - Jak to się obsługuje? - mruknął wywijając tym na wszystkie strony. Kiedyś się musi udać, ne?
 - Ech, totalne beztalencie z ciebie - westchnęła pokazując jak ma trzymać - Zarzucasz, i kiedy pociągnie - ciągniesz. Rozumiesz?
 - Tak. Nie. Chyba. - zmieszał się
 - Proszę cię, to jest prostsze niż budowa koła! - jęknęła - Patrz uważnie! - upomniała i podeszła do niego od tyłu. Złapała jego ręce i ustawiła jak powinny. - Już umiesz?
 - Ta... Raczej.
 - Mój tata miał obsesje na punkcie noży. - zaczęła po chwili
 - I co mi do tego? Właściwie o czym ty pierniczysz?
 - Pamiętam, że zawsze stały na honorowym miejscu w kuchni. Kiedyś postawiłam na tym parapecie kwiatki. Ojciec się wściekł i rzucił nimi prosto w moją twarz. Potem już pamiętałam aby nie kłaść przy nich niczego. Na ich stojak zawsze padało światło słońca. Tata specjalnie obciął firanki aby móc napawać się ich widokiem rano, kiedy wychodził do pracy i wieczorem, kiedy wracał. Mama zawsze płakała widząc je. Wtedy nie rozumiałam tego. "Wtedy", do teraz tego nie rozumiem. Sześć głupich noży było dla niego ważniejsze niż rodzina. Codziennie rano je polerował. Miał do każdego osobną ściereczkę. Wolisz nie wiedzieć co się działo kiedy ktoś pomylił ścierkę do tasaka z ścierką do ceramicznego. Potem przez te noże zginęła jego żona, moja najukochańsza mama. Popełniła samobójstwo osierocając córkę. Tak pisało w gazetach. Każdy wierzył w taką wersje, a ja głupia, nie miałam odwagi powiedzieć policji co się stało naprawdę. Mama przez przypadek włożyła nóż do zmywarki. Ojciec widząc ubytek w swej kolekcji wpadł w szał. Roztrzaskał wszystkie szklanki, potargał pościele, poduszki. Wszystkie książki wrzucił do kominka. A my mogłyśmy tylko patrzeć, i modlić się aby jego gniew ustał. Minęły dwie godziny. Ja płakałam, mama starała się przytrzymać mnie na duchu. Podeszła delikatnie do niego i dotknęła lekko w ramię. Jego gniew osiągnął zenit złapał jeden z noży dźgnął nim małżonkę. Raz, dwa, aż w końcu przestała oddychać. Nigdy nie zapomnę tego szaleńczego wyrazu twarzy. Uśmiech. Zamordował ją z uśmiechem na twarzy. Kiedy spostrzegł, że jego nóż jest w krwi popadł w obłęd. Zamknął się w pokoju i cały czas polerował go mamrocząc przy tym swoją śpiewkę. - uśmiechnęła się na to wspomnienie. Po jej policzkach spłynęły łzy - W jedną noc straciłam ojca i matkę.  Sama umarłam niedługo potem. Ojciec wyszedł z pokoju. Elegancko ubrany, sprawiał wrażenie poukładanego człowieka. Podszedł do mnie z uśmiechem. Ciepłą, ojcowską dłonią poklepał mnie po głowie. Już miał zamiar podnieść rękę kiedy zacisnął ją na moich włosach. Zaczął mną szarpać, aż zmęczył się i rzucił mną w kąt. Upadłam tak niefortunnie, że rozbiłam głowę i trochę krwi poleciało a noże. Ojciec w panice rzucił się im na ratunek. Ścierał krew moją bluzką. Nie przejmował się ściereczką. To był jedyny raz kiedy wytarł je jakimś innym materiałem. Jego noże były czyste, a ja się wykrwawiłam. - zakończyła swój monolog przeciągając się - Stare dzieje! - westchnęła i wyprostowała się - Pójdę po więcej przynęty. - oznajmiła i ruszyła w stronę budki. Minęła chwila i Shiina nadal nie wracała. Zniecierpliwiony chłopak ruszył na poszukiwania koleżanki. W końcu to kobieta, na pewno coś zepsuła. Rozglądał się wokoło i nie potrafił jej znaleźć. Po raz kolejny spojrzał w stronę lasu i znowu przekręcił głowę ku rzece. Znalazł ją. Była na kamieniu. Z jajkiem?!
 - Shiina, co ty do cholery, trzymasz?!
 - Alpakę. - oznajmiła. Czyli jednak jego wzrok go zawiódł. Na cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz.
 - Alpakę? - powtórzył zdziwiony. Czy czasem to nie jest gatunek słonia? Albo małpy? Bądź, co bądź na pewno nie jest takie małe!
 - Alpakę. - potwierdziła wyciągając w jego stronę ręce z maskotką. Biały, puchaty, kłębek wełny był kropiony śliną, przez księdza Rybę. "Chrzest" ten nie był zaplanowany, a ksiądz na pewno nie był przychylnie nastawiony do maskotki. - Maurycy! - pisnęła, kucając.
 - Shiina! - krzyknął wnerwiony Noda biegnąc w stronę dziewczyny. Przeczuwając, że nie uda mu się pokonać napastnika rzucił się aby osłonić dziewczynę. Niestety nie zdążył. To był ułamek sekundy. Ryba walnęła płetwą w dziewczynę i połknęła ją  - Shiina? - szepnął kiedy się ocknął
 - Wreszcie się obudziłeś, cwelu. - warknęła - Bierzesz mnie na ryby i usypiasz kiedy mówię o mojej historii. No foch, normalnie.
 - Ty żyjesz?! Nic ci się nie stało?! - spytał szybko i rzucił się jej na szyję
 - No raczej. Tu się nie da umrzeć. Poza tym mam moją alpakę. Przy niej czuję się bezpieczniejsza niż przy tobie!
 - Oj, cicho bądź! - warknął i pocałował ją. No cóż, impuls.
 ~*~
Ta... Więc... Co by tu... 
Zwolniło się jedno miejsce w kolejce? x3

sobota, 4 stycznia 2014

Alpaka niekoniecznie nadaje się na psa obronnego #1

Angek Beats, Shiina x Noda
Muzyczka :3
~*~
- Shiina. Shii....ina. Shiina! Słuchasz ty mnie?  -spytał z lekka znudzony Noda - Shiina. Shiiina.
- Trudno cię nie usłyszeć. Drzesz się od pięciu... -zerknęła na zegarek - siedmiu minut i trzech, czterech, pięciu... sekund. - dodała
- Nudzi mi się. Bardzo mi się nudzi. Wymyśl coś. - zaczął kręcić się na kanapie - Yuri i Otonashi są ... Właśnie gdzie oni są? - zaczął głośno myśleć - Może by ich poszukać? Wiesz gdzie oni są?
- Na pewno nie tu. - stwierdziła - Nie musisz tu szukać - zapewniła go i przeciągnęła się - Właściwie to w ogóle nie musisz ich szukać. Skoro poszli bez nas to pewnie chcą być sami.
- Nie sądzę. To pewnie ten debil ją gdzieś zaciągnął. Ja ci to mówię -  z nim będą problemy.- przestrzegł dziewczynę i wstał - Idę ich poszukać. Yuri może być w niebezpieczeństwie, a ja jako ...
-Jej wierny sługus muszę ją chronić - dokończyła za niego - Nie jest już dzieckiem. Nie musisz ciągle za nią łazić.
- Uwierz mi - muszę. Cały czas jej biedna cnota jest zagrożona! Nie wiadomo jaki Otonashi wymyśli plan rozdziewiczenia tego aniołka.
- A ty co, jej ginekolog czy ksiądz? Uwierz mi, znam ją dłużej niż ty i wiem, że zgwałcić się nie da. - pociągnęła go za rękaw od bluzki w kierunku drzwi - Chodź nudziarzu, wiem czym możesz się zająć.
- Rozumiem, nie musisz mną od razu targać po ziemi - sarknął połykając kolejną porcję kurzu - nie po to pół godziny układałem włosy, żebyś teraz bezczelnie je targała - burknął mierzwiąc swą fioletową czuprynę - Opakowanie żelu poszło się jebać.
- To był cel zamierzony?! Myślałam, że nasrał na ciebie ślimak.
- Dzięki. Widać jak mnie doceniacie.
- Oj nie przesadzaj. Nie każdy jest mistrzem w robieniu fryzur. - starała się go pocieszyć - Pamiętasz jak Yuri obcięła się na clown'a? - zaśmiała się
- Nie, niestety wtedy jeszcze żyłem - wycedził, podkreślając ostatnie słowo
- No tak, zapomniałam - podrapała się zażenowana po głowie. Lekki rumieniec wkradł się na jej policzki. Choć nie chciał tego powiedzieć, musiał przyznać - wyglądała słodko. Za słodko. Definitywnie. Chociaż jakby się lepiej przyjrzeć... Nie! Yuri jest ładniejsza! Co on sobie myślał?
-Nie ważne. Gdzie jesteśmy? -zmienił temat, popisując się swoją orientacją w terenie. Fryzjerstwo i leśnictwo to nie jedyne zawody na świecie, nie? Prawda?!
- Zgaduj. - rozkazała, nieudolnie ukrywając rumieniec. Las. Drzewo. Drzewo. Drzewo. O, i kolejne drzewo! Grzyb. Burżuazja normalnie.
- Nie wiem. - stwierdził nie wysilając zbytnio swych szarych komórek. Mózg, w jego przypadku był rzeczą pod ścisłą ochroną, więc wolał nie używać go do takich błahych rzeczy. Są przypadki o wiele cięższego kalibru jak myślenie o Yuri, wymyślanie coraz to kolejnych sposobów tortur na Otonashim, czy myślenie o tym gdzie się zostawiło broń. W większości przypadków co dziwne, owa broń zawsze znajdywała się w Otonashim (Przypadeg? Nie sondze. dop. aut)
-Echhh, żadnego z ciebie pożytku - westchnęła ciężko - Idziemy na ryby - oznajmiła i przyśpieszyła kroku
-Ryby?! - jęknął Noda przystając - Nie chcę!
-Jak to "nie chcesz" !? Ja chcę. Zdanie kobiety jest ważniejsze.
- Kobiety!- powtórzył - Nie chłopczycy. - zauważył i zawrócił - Ja wracam! Yuri może być w niebezpieczeństwie!- rzucił na odczepne i poszedł w stronę bazy. Po raz kolejny mijał te same drzewa, tym razem jednak lepiej się im przypatrując - musi zapamiętać drogę, gdyby kiedyś poszedł z Yuri, a nawet jeśli to się nie stanie, warto zapamiętać potencjalnych wrogów. Mimo iż leśnikiem nie zostanie, może będzie takiemu pomagał? Trzeba będzie zapamiętać które pójdą pierwsze do wycięcia.
   Jakkolwiek starał się wyłapać jakieś szczególne znaki drzew wciąż dochodził do jednego wniosku - te bele nie różnią się niczym. Chropowate, brązowe gówno. Jakby się zastanowić zwykły kał pasuje niemal idealnie do tego opisu. Nigdy zbytnio nie przyglądał się mu, kiedy załatwiał swoje potrzeby fizjologiczne, ale może w końcu powinien zacząć? Taka biedna, mała, nic nieznacząca kupa kiedyś może uratowała świat? Tyle mogła zrobić a człowiek woli przyglądać się jakimś drzewom. Co z tego, że dają tlen? Przecież to biedny stolec musiał tyle przejść aby uratować ten świat przed kosmitami! Postanowione! Kiedy wróci do bazy postawi pomnik kupie. Może kiedy Yuri usłyszy tą wzruszającą historię zmieni nazwę oddziału na "Gówniaki"?
   Yuri?! Co ona tam robiła?! Wszędzie by poznał te włosy!
- Shiina!-szepnął - Shiina! Psst! Chodź tu- pogonił ją ruchem ręki- Zobacz!
- No ptaszek, i co? - spytała znudzona - Aż takim noł lajfem nie jestem, żeby nigdy nie zobaczyć ptaszka. Czaisz? Noł lajfem - zaśmiała się i widząc brak reakcji na twarzy Nody ucichła
- Nie tam! Tam! - przesunął jej twarz w kierunku dwójki dziewczyn.
  Różowo włosa, zapewne Yui, i fioletowo włosa - tu już był pewny. To na pewno była Yuri. Już chciał o niej podbiec kiedy zatrzymała go ręka Shiiny.
- Nie widzisz, że chcą być same? - spytała go
- Nie. A ty skąd to niby wiesz? - odpowiedział pytaniem na pytanie, marszcząc przy tym brwi
- Wiesz, normalni ludzie nie idą w środek lasu, żeby pogadać. Poza tym one, najprawdopodobniej, są na randce.
- Kłamiesz - stwierdził i zerknął ponownie w stronę dziewczyn - Ożesz ty, masz rację! - krzyknął zauważając jak dziewczyny się całują - To są lesby! - krzyknął po raz kolejny, tym razem jednak został uciszony przez dziewczynę
- Pierwszy raz homo widzisz, cwelu?
- Jakby się tak zastanowić... Tak, chyba tak. - stwierdził
- To ty jesteś wampirem, czy w domu lustra nie masz? - zakpiła z niego.
- Wampirem nie jestem... Lustro też niby mam. Ale co to ma do rzeczy? - zbulwersował się. Co ma piernik... Dobra, ciasto do wiatraka?! Gówno! Och, to gówno mimo wszystko jest sławne.
- Ja idę. Jeszcze się twoją głupotą zarażę.
-Jaką głupotą?! Przecież jestem geniuszem! - zaczął się upierać - Jestem tak samo niedoceniany jak ta biedna mała kupa. - zaczął dramatyzować. Kupa. Ku-pa. K-u-p-a. Czy on właśnie powiedział kupa?
- Czy ty - zaczęła - Czy ty, właśnie powiedziałeś "kupa"? - spytała dla pewności
- Tak. To małe, słodkie gówienko nic nie znaczy dla nas, bezdusznych potworów - zasmucił się - Ale nie martwcie się, wszystkie małe stolce świata! Ja, Noda, obiecuję przywrócić wam dawny blask!
- Co. Ty. Pieprzysz? - spojrzała na niego jak na człowieka chorego psychicznie, bądź co najmniej ułomnego. Kto normalny mówi o gównie?- Nieważne. Wracam. - oznajmiła. Skoro chce patrzeć niech patrzy. Nie jest jego matką, nie?
- Hej Shina! Poczekaj! - zawołał - Rzeka jest w tamte strony! - przypomniał jej pokazując wszelkie kierunki oprócz tego, który obrała dziewczyna.
-Wiem. Ja w przeciwieństwie do ciebie potrafię zapamiętać drogi.
- To czemu idziesz tamtą? - spytał skołowany. Przecież ona zaraz by mu łeb urwała, że nie chciał iść łowić tych cholernych ryb, a teraz sama sobie idzie! Gdzie tu logika?!
- Przecież mówiłam, że wracam. Jak chcesz zostać ją stalkować to proszę bardzo, droga wolna! - warknęła
- Oj, weź! Chciałaś iść na te ryby, czy nie?!
- No chciałam. Ale to nie twoja sprawa!
- Och, nie narzekaj kobieto, bo mam cię po dziurki w nosie! - warknął i pociągnął ją... No właśnie, gdzie? - Etto...
- Tam - westchnęła
- Wiedziałem! Chciałem tylko, żebyś poczuła się użyteczna, czy coś - burknął
- Oczywiście. - wywróciła oczami - Nie tak gwałtownie, co?
     ~*~
Etto... Nigdy nie byłam dobra w pisaniu słów od autora... 
Wybaczcie x3


wtorek, 31 grudnia 2013

Powitanie - Co i jak?

Witam. Skoro tu jesteś - zapewne nie trafiłeś tu przypadkowo. Jeśli jednak tak się stało uciekaj jeśli życie Ci miłe.
             
                                                                           ~Akiko nie ponosi odpowiedzialności za wszelkie choroby wywołane czytaniem tego bloga.


Skoro to czytasz, pewnie jesteś z tej pierwszej grupy.
Sprawa jest stosunkowo prosta - dużo anime, mało paringów.
Dodając do tego pewną osóbkę wyszedł ten oto blog. 

Jako iż postanowiłam "premierę" jego dać na ten niezwykły dzień, chciałabym Wam życzyć w Nowym Roku; spełnienia marzeń, dużo pieniędzy, mang, pocky i innych japońskich rarytasów, nowych bishów no i, żeby ten rok był lepszy niż 2013.